🕛 Gdyby Mu Zagrali Podskoczyłby Jeszcze

Maciej pragnie mieć dzieci i o nie dba, zwłaszcza o ich edukację i wychowanie. Bliżej mu do jaskiniowca niż romantycznego kochanka. Jego namiętność szybko zatem przeradza się w głęboką miłosną przyjaźń i oddanie. Gdy pokocha, to na zawsze. Postrzegany jest jako człowiek chłodny i niechętny bliższym relacjom partnerskim.
Wojna rosyjsko-gruzińska, w czasie której polski prezydent zaprezentował się jako regionalny przywódca środkowoeuropejski, zbiegła się w czasie z początkiem politycznej ofensywy mającej podreperować spadające notowania Lecha Kaczyńskiego i dać mu nadzieję na ponowny sukces w wyborach. A może nawet nie zbiegła się, lecz była tej ofensywy katalizatorem? Nieważne. Tak czy inaczej Kaczyński, od wielu miesięcy tkwiący na politycznej mieliźnie, złapał wiatr w żagle. Jakkolwiek zabrzmi to cynicznie i okrutnie wobec mieszkańców Kaukazu, ginących pod bombami i zmuszanych do ucieczki z ostrzeliwanych domów, polityczni sztabowcy czuwający nad wizerunkiem polskiego prezydenta zapewne odebrali gruzińską wojnę jako prawdziwy dar niebios. Strzały w Osetii rozległy się na kilka dni przed świętem Wojska Polskiego, kiedy prezydent tradycyjnie występuje w roli narodowego stratega i dowódcy armii – przyjmuje defiladę, awansuje oficerów, wygłasza patriotyczne przemówienia o bezpieczeństwie narodowym. Błyskawicznie zorganizowana wyprawa do Tbilisi pomogła Kaczyńskiemu uwiarygodnić się w tej roli. Jeszcze rok temu widok obecnego prezydenta na tle kolumn czołgów i maszerujących żołnierzy często budził uśmieszki i wywoływał złośliwe komentarze. Jednak dziś nawet zaciekli jego przeciwnicy powstrzymywali się od złośliwości. Ani sam Lech Kaczyński w wojskowym sztafażu nie wydaje się tak kuriozalny jak jeszcze kilka tygodni temu, ani militarne zagrożenie Polski nie jawi się już jako abstrakcja rodem z innego świata i odległych epok. Rosyjska inwazja na Gruzję uświadomiła Polakom, że mroczne strachy przeszłości, wyrażone w przeklętej polskiej wyliczance „wejdą? nie wejdą?”, mogą jeszcze ożyć. 20 lat po jesieni ludów okazało się, że trup imperium na Wschodzie nie jest tak całkiem martwy. Gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze. Polskie poczucie bezpieczeństwa jest zjawiskiem świeżej daty, a płynąca z niego pewność siebie zakorzeniła się w społeczeństwie bardzo płytko. Doświadczenia minionych pokoleń – rozbiory, zabory, okupacje – sprawiły, że wyczulenie i intuicja Polaków są wyostrzone do granic obsesji i nawet najlżejszy sygnał, przypominający o potencjalnym zagrożeniu ze strony sąsiadów, każe bić na trwogę i wznosić modły: „Pod twoją obronę uciekamy się, wielka, silna Ameryko”. Wystarczyły więc zaledwie dwa tygodnie kryzysu kaukaskiego, by powoli narastające w ostatnich kilku latach w polskim społeczeństwie trendy pacyfistyczne i antyamerykańskie odwróciły się w mgnieniu oka o 180 stopni. Skokowo wzrosła aprobata Polaków dla bliskiej współpracy militarnej z USA i dla instalacji tarczy antyrakietowej. Wystąpienia polityków lewicy, sprzeciwiających się tarczy i zacieśnieniu więzów z Ameryką, brzmią dziś anachronicznie, jak skamieniały relikt z epoki lodowcowej, i kompletnie nie przystają do nastrojów społecznych. Odwrót od antyamerykanizmu i renesans myślenia w kategoriach euroatlantyckich to nie tylko polska specyfika. Brutalny najazd na Gruzję zaszokował całą Europę i obudził w niej uśpione lęki z epoki zimnej wojny. Wbrew temu, co twierdzą eurosceptyczni radykałowie (licznie reprezentowani choćby na łamach „Rzeczypospolitej”), Europa nie zareagowała na rosyjską inwazję lękliwie, ugodowo, niezdecydowanie. Przeciwnie – dawno już nie mieliśmy okazji obserwować tak kategorycznej reakcji. Od czasów ZSRR nie słyszeliśmy czołowych polityków europejskich porównujących posunięcia Kremla do polityki hitlerowskich Niemiec ani nie obserwowaliśmy takiego zwarcia szeregów. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy niemieckiego kanclerza, który demonstracyjnie jedzie do państwa wojującego z Moskwą i tam rzuca Kremlowi w twarz: „Gruzini wejdą do NATO, jeśli tego zechcą, a właśnie tego chcą”. A jeszcze na ostatnim szczycie NATO Niemcy sprzeciwiali się przyjęciu Gruzji. Rzecznicy polityki prorosyjskiej zostali w Europie zagłuszeni i postawieni do kąta, z którego nawet nie śmią się głośniej odezwać (wyjątkiem ekscentryczny Vaclav Klaus, do niedawna ulubiony sojusznik Lecha Kaczyńskiego). Pytanie zatem brzmi: dlaczego tak wielu polskich publicystów usiłuje wmówić czytelnikom, że jest odwrotnie niż jest? Dlaczego tylu prawicowych komentatorów i polityków opowiada bajki, że Europa prowadzi wobec Moskwy kunktatorską politykę ustępstw? Autopromocja Specjalna oferta letnia Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc KUP TERAZ Ano, tylko dlatego, że taki fałszywy opis rzeczywistości jest potrzebny dla uzasadnienia postulatu, by Polska ustawiła się w opozycji do Europy, by kontestowała jej jedność i integrację, by blokowała przyjęcie traktatu lizbońskiego. – Nie integrujmy się z Europą, bo to zbiorowisko prorosyjskich mięczaków, którzy nie chcą bronić Gruzji, a gdy przyjdzie co do czego, to i nas zostawią w biedzie – sugerują eurosceptycy. Także i oni całkowicie rozmijają się z nastrojami Polaków, którzy w zdecydowanej większości wykazują zdrowy rozsądek i podobnie jak większość Europejczyków instynktownie popierają zwieranie szeregów Zachodu. Poczucie zagrożenia ze strony odradzającego się imperializmu rosyjskiego sprawiło, że polska antyrosyjskość i proamerykańskość nie są dziś w Unii dysonansem i nie rodzą konfliktów, jak to miało miejsce w okresie interwencji w Iraku. Wówczas Polska, popierając USA, była przez Paryż czy Berlin postrzegana jako czarna owca czy raczej osioł trojański Waszyngtonu. Dziś jednak stan ducha i umysłu Europy jest odmienny. Z tego powodu buńczuczne wystąpienie Kaczyńskiego w Tbilisi nie wywołało skandalu. W pierwszym momencie wydawało się, że przemówienie utrzymane w tonacji „lance do boju, szable w dłoń” spotka się z miażdżącą krytyką europejskich sojuszników. Rychło się jednak okazało, że część z nich potępia działania Moskwy w sposób równie, o ile wręcz nie bardziej radykalny (przykładem szwedzki minister spraw zagranicznych Carl Bildt, który sięgnął po analogię z III Rzeszą). W dodatku sama Moskwa postarała się dostarczyć swym krytykom kolejnych argumentów uzasadniających tak ostre sformułowania. Już po przemówieniu Kaczyńskiego oddziały rosyjskie przekroczyły granicę Osetii i bezceremonialnie zaczęły panoszyć się po terytorium Gruzji „właściwej”, niszcząc infrastrukturę i rabując. W obliczu takich faktów mniej czy bardziej prowokacyjne sformułowania polskiego prezydenta przestały razić, więcej – przestały kogokolwiek obchodzić. I na tym właśnie polega największy problem wyprawy do Tbilisi. W skali europejskiej okazała się przedsięwzięciem bez większego znaczenia. Wprawdzie Lech Kaczyński utrzymuje, że jego wystąpienie przyczyniło się do zmiany postawy polityków europejskich i że ich obecna radykalizacja jest jego zasługą, ale nie ma na to żadnych dowodów. Wydaje się raczej, że Europa usztywnia kurs wobec Rosji w odpowiedzi na działania Kremla, a słowa Kaczyńskiego spłynęły po niej jak woda po kaczce. A szkoda. Polski prezydent zmarnował okazję, aby nie tylko pojechać do Tbilisi i użyć ostrych słów, ale także zaprezentować się światu w roli wizjonera i męża stanu wytyczającego kierunki polityki europejskiej. Europa bowiem – zresztą nie tylko Europa, lecz także każda społeczność międzynarodowa – lubi i ceni politykę konstruktywną i kreatywną, która tworzy nowe jakości i wskazuje nowe ścieżki. Która buduje świat wolny od napięć i pomaga trwale wygasić ogniska zapalne. Jadąc do Tbilisi w towarzystwie przywódców środkowoeuropejskich, Kaczyński miał w kieszeni przepustkę do panteonu architektów ładu międzynarodowego, ale nie wyciągnął jej, ograniczając się do wygłoszenia banalnego przemówienia wzywającego do walki z „odwiecznym wrogiem Zachodu”. Wbrew temu, co twierdzą eurosceptyczni radykałowie, Europa nie zareagowała na rosyjską inwazję lękliwie. Przeciwnie – dawno już nie było tak kategorycznej reakcji Tymczasem mógł się zaprezentować jako ekspert od trwałego rozwiązywania konfliktów na terenach etnicznie mieszanych, takich jak Kaukaz. I jako eksporter pewnego modelu, który sprawdził się już w Europie Środkowej. Zachód jak ognia boi się takich ognisk zapalnych i nie wie, jak z nimi postępować. Często więc uważa, że wkroczenie tego czy innego mocarstwa jest mniejszym złem. Wprawdzie to okupacja, ale przynajmniej jest spokój – myśli wielu mieszkańców Europy i Ameryki, patrząc na takie rejony. Jak ironizowała Szymborska, narody małe rozumieją mało, więc trzeba im powiedzieć, co mają robić. Polska i inne państwa Europy Środkowej swoje wysokie notowania po 1989 r. i szybkie przyjęcie do struktur euroatlantyckich zawdzięczają właśnie temu, że udało się im przełamać ten zaklęty krąg historycznych konfliktów i animozji. W minionym stuleciu Europa Środkowa kilkakrotnie okazywała się punktem tak samo zapalnym jak Bałkany czy Kaukaz, tymczasem dziś jest wzorem stabilności i spokoju. Prezydenci z tej części świata, występując na wiecu w Tbilisi, powinni byli oświadczyć: – Wiemy, jak to się robi, i proponujemy, by nasze recepty zaaplikować Kaukazowi. Chcemy doprowadzić do kompromisu między tutejszymi narodami. Oczywiście nie bądźmy naiwni – nie oznacza to, że po takim wystąpieniu Abchazi, Osetyjczycy, Gruzini i przedstawiciele innych narodów ochoczo przystąpiliby do przyjaznych rozmów. Tym bardziej, że godziłoby to w interesy Rosji, podsycającej wzajemną wrogość i żywiącej się tutejszymi konfliktami. Jednak pierwsze ziarno zostałoby posiane, a w stolicach Zachodu odnotowano by: warto uważnie wsłuchiwać się w głosy płynące z Warszawy, bo tam rodzą się naprawdę niezłe pomysły. Sęk w tym, że znakiem firmowym polityki Kaczyńskich (Jarosław pozostaje dziś w cieniu, ale nie ulega wątpliwości, że ma decydujący wpływ na posunięcia brata) jest nie tonowanie napięć, lecz wskazywanie wroga. Ten zabieg kilkakrotnie okazał się skuteczny w polityce wewnętrznej. Kaczyńscy wykazują niebywałą zręczność, gdy trzeba podzielić społeczeństwo, wyostrzyć emocje, zmobilizować zwolenników i wzmóc niechęć do przeciwników. Tę receptę polski prezydent zastosował też w Tbilisi. Jego przemówienie oczywiście podbudowało emocjonalnie uczestników tamtejszego wiecu i trafiło do przekonania tym Polakom, którzy skłonni są wznieść dzisiaj pieśń „Raduje się serce, raduje się dusza, kiedy Lech Kaczyński na Moskala rusza”. Ale w polityce międzynarodowej był to strzał chybiony. Kogo w Europie miałyby poruszyć słowa Kaczyńskiego? Opinia publiczna Polski i Gruzji zgodnie dziś przyznaje, że polski prezydent okazał się przywódcą odważnym. Ale czy również mądrym, roztropnym i kreatywnym? Tu zdania są już podzielone. Na pewno nie zaprezentował się światu jako polityczny wizjoner i mąż stanu naprawdę wielkiego formatu. Dlaczego? Może po prostu nim nie jest. W powyższych rozważaniach słowem nie wspomniałem o kontrowersjach związanych z tarczą antyrakietową. Nie przypadkiem. Kłótnia w tej sprawie między PO i PiS była konfliktem pozornym, wyreżyserowanym na użytek opinii publicznej. Ani Tusk nie chciał tarczy utrącić, jak twierdzą politycy PiS, ani Kaczyński nie chciał do tarczy dopłacić, jak twierdzą politycy PO. Jedynym punktem autentycznie spornym była kłótnia, kto w czasie ceremonii będzie stał bliżej pani – Donek czy Leszek. Obaj chłopcy prawie się o to pobili, a potem w szatni pewnie jeszcze okładali się workami. Autor jest zastępcą redaktora naczelnego tygodnika „Newsweek”
Ja do ciebzie Ludowa tekst piosenki oraz tłumaczenie. Obejrzyj teledysk z Youtube i posłuchaj mp3 z YT. Sprawdź chwyty na gitarę. Dodaj Swoją wersję tekstu i chwyty gitarowe. Idzie Maciek, idzie, Z bijakiem za pasem, Przyśpiewuje sobie Dana, dana czasem. A kto mu na drodze stoi, Tego pałką przez łeb złoi. Oj dana, dana, dana, dana, dana. Oj, biedaż nam, bieda, Że nasz Maciek chory, W karczmie go nie było Ze cztery wieczory; Oj, któż nam tutaj zaśpiewa, Oj, któż nam tu kupi piwa. Oj dana, dana, dana, dana, dana. Umarł Maciek, umarł, Już więcej nie wstanie, Zmówmy zań pobożne Wieczne spoczywanie. Oj, bo to był chłopak grzeczny, Szkoda tylko, że nie wieczny. Oj dana, dana, dana,dana, dana. Położyli Maćka Na sam środek wioski, Zeszli się do niego Kmotrzy i kumoszki. Już nikt mu nie dopomoże, Bo nam Maciek zmarł niebożę! Oj dana, dana, dana, dana, dana. Umarł Maciek, umarł, Już leży na desce... Gdyby mu zagrali, Podskoczyłby jeszcze. Bo w Mazurze taka dusza, Gdy zagrają, to się rusza. Oj dana, dana, dana, dana, dana.

Gdyby każdy piłkarz MU miał charakter Canony to albo byliby notorycznymi mistrzami Anglii albo grali gdzieś w ogonie Championship. https://transfery.info

„Umarł Maciek, umarł, Już leży na desce... Gdyby mu zagrali, Podskoczyłby jeszcze. Bo w Mazurze taka dusza, Gdy zagrają, to się rusza.” Słowa tej starej piosenki ludowej wybrzmiały ze sceny Teatru Miniatura w 1962 roku - przed publicznością po raz pierwszy 12 czerwca, podczas prapremiery spektaklu „Bo w Mazurze taka dusza”. Przez następnych 25 lat tytuł nie schodził z repertuaru gdańskiego teatru, stając się jednym z najgłośniejszych - do dziś - w historii Miniatury. Obsypany wieloma nagrodami, święcił triumfy nie tylko w naszym mieście, ale i na całym świecie. Jednak, choć może trudno w to uwierzyć, ponad 50 lat temu nikt się nie spodziewał, że ten pełen folkloru i ludowych odniesień spektakl w reżyserii Natalii Gołębskiej (przy współpracy Michała Zarzeckiego), na podstawie jej debiutanckiego tekstu, odniesie taki sukces. Sama twórczyni przyznała, że sztukę przygotowała na specjalną okazję i nie podejrzewała, że będzie wystawiana więcej niż kilka razy. Tymczasem widzowie w Gdańsku pokochali folklorystyczne widowisko opowiadające o losach polskiego narodu, tekstem inspirowanym twórczością etnografa i folklorysty Oskara Kolberga, autora utworów i bajek Jerzego Zaborowskiego czy księdza-poety Józefa Baki. Przede wszystkim zaś publiczność zachwyciły zaprojektowane przez Alego Bunscha, ówczesnego dyrektora gdańskiej Miniatury (funkcję tę pełnił w latach 1956-1961) i cenionego scenografa, lalki - 50 pacynek, kukieł i jawajek w strojach ludowych o dopracowanych szczegółach i detalach, a więc z halkami, chustkami, serdakami, itd. Lalki przez 25 lat „pracowały” na scenie, animowane przez grono znakomitych lalkarzy, Aleksandra Skowrońskiego, Józefinę Unczur czy Henryka Zalesińskiego, a potem trafiły do magazynu. Teraz, po 30 latach znów jest szansa je zobaczyć na scenie. Wystąpią w specjalnym, jubileuszowym spektaklu o nieprzypadkowym tytule „Taka dusza”, inspirowanym słynnym „Bo w Mazurze taka dusza”. Spektakl zobaczymy na Dużej Scenie Teatru Miniatura po raz pierwszy w sobotę, 16 grudnia, 2017 r. - To było największe osiągnięcie w historii Teatru Miniatura, przedstawienie absolutnie kultowe, na którym wychowały się całe pokolenia gdańszczan - podkreśla Mieczysław Abramowicz, autor scenariusza i reżyser spektaklu „Taka dusza”, który - o czym nie każdy pamięta - w latach 70. sam był aktorem w Miniaturze, a później kilkukrotnie reżyserował tutaj spektakle. Jaki będzie najnowszy spektakl Abramowicza? Reżyser zdradza, że przybierze on formę próby teatralnej. Dzięki tej formule publiczność będzie mogła zobaczyć, na czym polega teatr lalek. Twórcy odsłonią całe zaplecze teatru, zdradzą, jak powstają poszczególne sceny, czym zajmują się i jak pracują choreograf, kompozytor, scenograf, reżyser czy inspicjent. - Widzowie będą świadkiem nie tyle przedstawienia, ale próby do spektaklu jubileuszowego na 70-lecie teatru lalek na Wybrzeżu. Tym „próbowanym” przedstawieniem będzie właśnie „Bo w Mazurze taka dusza”. Nawiążemy do tego historycznego spektaklu dwiema scenami - tłumaczy Abramowicz. - Nie zabraknie też anegdot związanych z tamtym spektaklem, bądź przeszłością samej Miniatury. Do historii teatru, a dokładniej do słynnych projektów Alego Bunscha nawiązywać będzie także scenografia, którą zaprojektował Przemysław Klonowski - scenograf, teatrolog i reżyser operowy. W spektaklu nie zagrają niestety wszystkie oryginalne lalki, ale uzupełnią lalki wykonane współcześnie, na wzór tych do spektaklu skomponował Jerzy Stachurski, poeta, pedagog i kompozytor, który przez wiele lat był związany z Teatrem Miniatura. Wystąpią: Jolanta Darewicz, Edyta Janusz-Ehrlich, Jacek Gierczak, Agnieszka Grzegorzewska, Piotr Kłudka, Jacek Majok, Hanna Miśkiewicz, Jadwiga Sankowska, Wojciech Stachura, Joanna Tomasik, Andrzej Żak i Magdalena Żulińska. Premiera uczci aż kilka jubileuszy: wspomnianą 70. rocznicę teatru lalkowego w Gdańsku i zarazem pierwszego występu marionetkowego we Wrzeszczu; 65. rocznicę objęcia dyrekcji teatru lalek przez Alego Bunscha; 60. rocznicę nadania teatrowi nazwy „Miniatura” i wreszcie - 55. rocznicę prapremiery spektaklu „Bo w Mazurze taka dusza”, nie wspominając o innych rocznicach i mniejszych jubileuszach. Z tego względu, spektaklowi towarzyszyć będzie odsłonięcie tablicy upamiętniającej pierwszą premierę Wileńskiego Teatru Łątek w Gdańsku, od którego Teatr Miniatura wziął swoje początki (miała miejsce w obecnym budynku Opery Bałtyckiej, na I piętrze). Odsłonięcia dokona Grażyna Kilarska, prezydent Gdańska Paweł Adamowicz i sekretarz stanu Jarosław Sellin, który objął obchody honorowym patronatem. Wręczone zostaną także nagrody i wyróżnienia, brązowa Gloria Artis dla Teatru Miniatura za całokształt pracy. Premiera (tylko na zaproszenia) spektaklu „Taka dusza” odbędzie się na Dużej Scenie Teatru Miniatura (Gdańsk, al. Grunwaldzka 16) w sobotę, 16 grudnia. Dzień później - w niedzielę, 17 grudnia, w tym samym miejscu odbędzie się pokaz specjalny otwarty dla widzów. Początek o godz. 17. Kolejny - i jak na razie jedyny zimowy pokaz odbędzie się w niedzielę, 28 stycznia, również o godz. 17. Bilety: normalny 24 zł, ulgowy 20 zł. Spektakl przeznaczony jest dla widzów od 10. roku życia. Przy okazji tego niespotykanego, zwielokrotnionego jubileuszu przypominamy o trwającej w Oddziale Sztuki Nowoczesnej - Muzeum Narodowego w Gdańsku (Pałac Opatów, ul. Cystersów 18) wystawie „Od marionetek do robotów. Historia teatrów lalkowych w Gdańsku”, gdzie także można oglądać marionetki, które przed siedemdziesięcioma laty przyjechały z Wileńskim Teatrem Łątek do Gdańska, co było momentem przełomowym dla Teatru Miniatura. Był pierwszym teatrem lalkowym, który pojawił się w naszym mieście po wojnie. Prowadziła go Olga Totwen i jej dwie córki: Ewa i Irena. Swoje spektakle marionetkowe zaczęły prezentować regularnie od października 1947 roku, a w grudniu odbyła się pierwsza przygotowana od początku do końca w Gdańsku premiera - „Najszczęśliwsza z sióstr” według Ewy Szelburg-Zarembiny. W 1950 roku teatr został upaństwowiony i to wtedy właśnie pojawił się tam duet, który stworzył markę Miniatury - dyrektor i scenograf Ali Bunsch i reżyserka Natalia Gołębska. Dwa lata później teatr przyjął nazwę Państwowy Teatr Lalek, a 12 lat później, już jako „Miniatura” stał się miejscem premiery przedstawienia „Bo w Mazurze taka dusza”. - Bez Łątek nie byłoby Miniatury - mówi dziś Romuald Wicza-Pokojski, dyrektor Teatru Miniatura. Na wystawie można również obejrzeć jawajki zaprojektowane w 1962 roku przez Bunscha, lalki zaprojektowane przez Gizelę Bachtin-Karłowską do opowieści o „Ilii Muromcu” (1967 r.) czy „Diabelskich skrzypiec” (1978 r.), czy lalki i maski do wielu innych spektakli granych w Miniaturze przez 60 lat - w tym także gliniane figurki do nagrodzonego ostatnio na festiwalu w Opolu spektaklu „Krzyżacy”, według Henryka Sienkiewicza. Wystawa trwa do 15 stycznia 2018 r.

A jak poszedł król na wojnę Ludowa tekst piosenki oraz tłumaczenie. Obejrzyj teledysk z Youtube i posłuchaj mp3 z YT. Sprawdź chwyty na gitarę. Dodaj Swoją wersję tekstu i chwyty gitarowe.

Z pozdrowieniami dla Margaret :) “Umarł Maciek, umarł już leży na desce gdyby mu zagrali podskoczyłby jeszcze” Piosenka biesiadna Jak sobie wyszukałam cały tekst tej przaśnej piosenki, to się nawet nie zdziwiłam, że z pozoru taka niby o tańcach i mazurskiej duszy skocznej, a tak naprawdę jak zawsze chodzi o seks, i na końcu MUSIAŁA być zwrotka o dziurkach i co to Maciek z nimi nie robił. Żywot człowieka poczciwego kręci się bowiem wokół chleba, dziurki i igrzysk, a gdybyście się zastanawiali, kto w moich okolicach jest mistrzem ars amandi, to oczywiście, że pan J. Na jaki temat byście nie zagaili rozmowy, i tak na końcu dowiecie się, kogo pan J. i kiedy, a jeśli nieroztropnie nie oddalicie się w te pędy precz, to będziecie nawet wiedzieli JAK. No ale miało być o umarłych, co to lubią sobie podskoczyć jeszcze. Otóż więc żmija z poprzedniego odcinka, martwa jak przepisy ustawy o zakazie przemocy w rodzinie, leżała sobie całkiem spokojnie na trawie, oddawszy swego ducha jakiejś przyszłej ważnej pani z urzędu. Leżała, jak się okazuje, zupełnie bez sensu, bo mogła raz jeszcze zaszaleć i zatańczyć wężyka. Żeby się więc całkiem dobra żmija nie zmarnowała, Gonzales wziął ją w obroty, ale ja Wam o tym od końca opowiadam, a to było tak: Próbując złożyć do kupy moją wierzbową ławkę, gmerałam niemrawo łopatką i machałam młotkiem w ogródku, gdy nagle, kątem ucha złowiłam i mimookiem dostrzegłam rozgrywającą się nieopodal scenę walki niczym z “Kill Bill”. Agresywny i napastliwy czarny wąż rzucał się zaciekle na niewinnego, puszystego kotka. Obydwaj co chwilę wzbijali się w powietrze, przy czym wąż opadał wijąc się w paroksyzmach krwiożerczego szału, puszysty zaś kotek odpierając atak wroga majtającymi w powietrzu białymi, puszystymi łapkami. Natenczas obudziła się we mnie rycząca Walkiria, skrzypnęły prostujące się do biegu kolana, i już byłam w półrozpędzie na ratunek i odsiecz, gdy inny obrazek ze zgrzytem zaciągnął mi ręczny hamulec. Oto małżonek, zmierzający do drewutni po opał, ominął scenę jak z kasowej produkcji Tarantino niezbyt szerokim łukiem, i – nie mrugnąwszy nawet palcem – poszedł dalej. “Zwyrodnialec!” – zawyła dziko Walkiria, już odblokowana i sunąca wartko przez zwały słomianej ściółki, by zatłuc żmiję młotkiem. “Co proszę?” – przystanął zaskoczony małżonek. “No jak co? Jak co?!” – pieniła się Walkiria – “to nie widzisz, że Gamoń tam, że z wężem że?!”. Przez skórę na czole małżonka widziałam, jak kręcą się kółka zębate jego zdezorientowanych myśli, bo ON JUŻ WIEDZIAŁ, ale nie wiedział, że ja jeszcze nie wiem. W końcu kółka się zazębiły, małżonek puknął się w czoło i rzekł tylko, bardzo wyraźnie i powoli: “Ale to jest GAMOŃ, rozumiesz?”. No i ten. Jak podeszłam, to zrozumiałam. Pamiętacie te fajne, oślizgłe i klejące się lekko, czarne pająki ze sklepu “1001 drobiazgów” z czasów PRL-u? Gdy się nimi rzuciło o ścianę, to one po niej schodziły, i z daleka wyglądały całkiem jak żywe. No i podobnie Gonzales ze żmii martwej uczynił animowaną – zahaczał o zewłok pazurem, podrzucał trupka w górę, a trupek opadał w esach-floresach, bo węże już tak mają, że nawet podziurawione i martwe trzymają krój i fason, a gdy opadał, wtedy Gonzales “się bronił”, nierzadko sam wyskakując w górę na spotkanie adwersarza. I naprawdę – z daleka to wyglądało BARDZO przekonująco. No to może wróćmy do ławki, jako i ja wtedy wróciłam. Starożytni mieli różne w dechę powiedzonka, których genezy często nie sposób dociec, ale można przynajmniej próbować. I tak na przykład, zważywszy moje ostatnie doświadczenia, kto mi zabroni ostrożnie założyć, iż autorem maksymy facile dictu, difficile factu, był ogrodnik boskiego Cezara? Przy równie ostrożnym założeniu, iż Gajusz Juliusz zapragnął mieć w ogrodzie żywą ławkę wierzbową. No w każdym bądź razie mi się wydawało, że ta ławka to tak zwane nic prostszego, a okazało się, że nic z tych rzeczy. Witki maczane w wiadrze długo nie mogły się zdecydować, ale ostatecznie puściły korzonki: A rusztowanie pod ławkę zrobiłam takie (z gałęzi wierzbowych, co to je kozy pracowicie całą zimę obdzierały ze smakowitej kory, i których mam jeszcze z pięćdziesiąt razy tyle): No i bardzo byłam z siebie zadowolona, że o proszę – tylko dziesięć minut i jakie piękne rusztowanie, i przystąpiłam do formowania ławki właściwej z tych żywych witek, i wtedy zaczęły się schody. Po pierwsze, te witki wcale nie są tak giętkie i zwinne, jak martwa żmija, i to mi pokrzyżowało szyki już na wstępie. Po drugie, im dłuższa witka, tym grubsza, i tym bardziej nie jak żmija. A te długie zamierzałam wykorzystać na tak kluczowe elementy ławki, jak np. tylna krawędź siedziska, albo fantazyjnie gięte oparcie, no i świetnie by się nadawały, gdyby jednym końcem nie musiały tkwić w ziemi. Może powiem wprost: gruba witka, której ramiona tworzą kąt prosty, to witka złamana. Koniec końców nawbijałam witek w ziemię jak parówek w mięsnego jeża, zużyłam sznurka jak snopowiązałka na pełnym etacie, a efekt przypomina koszmar z ulicy więzów. I podejrzewam, że nawet jeśli wierzba której użyłam nie była z gatunku płaczących, to teraz już jest. Na pocieszenie mam dla Państwa wieczorek z kozami w wersji wideo, oraz taką informację, że przez te Wasze propozycje co do imion koziołków, całkiem mi się poszła czesać wizja nazywania ich od pierwszej litery imienia matki. A zwłaszcza Roman nie chciał się ode mnie odczepić, i PROSZĘ BARDZO. Ta popielata kózka to Roman, córka Ireny. A na filmie wszystko lata i się trzęsie, bo najpierw Andrzej, a potem Kachna i Lucek, ale to się chyba da wywnioskować z uwag komentatora. Się urwało, ale się spostrzegłam i jedziemy dalej: Dziesięć światów… Tymczasem pod południową ścianą domu zakwitły już pokrzywy (a figę! jak słusznie zauważyła Leloop, to nie jest żadna pokrzywa, tylko JASNOTA BIAŁA. Gupi Kanionek.): Czosnek w ogrodzie otrząsnął się z kurzej traumy i umacnia swe pozycje, nawet tam, gdzie wcale nie był wysiany: A melisa wygląda tak: I dosłownie z dnia na dzień wystrzeliły spod ziemi kwiaty mniszka. W poniedziałek termometr obwieścił 20 stopni w cieniu, zwabione zapachem kwiatów pszczoły odlatywały obładowane pomarańczowym pyłkiem, a potem przyszedł Kanionek z nożyczkami i ściął pięćset przewidzianych przepisem główek. Miód z mniszka lekarskiego ma z miodem tyle wspólnego, co pszczoła z młynkiem do kawy – niby i jedno, i drugie brzęczy, ale spróbujcie młynkiem zapylić czereśnie. Jednakowoż mieszkać na łonie natury i NIE ZROBIĆ miodu z mniszka to podobno obciach, więc zrobiłam. I w sumie dobrze, bo już następnego dnia przyszła jesień, deszcz i zawierucha, ocalałe z rzezi kwiaty zwinęły się w smutne trąbki, a pszczoły pewnie musiały napalić w kominku, bo ziąb taki że trutnia nie wypędzisz. No to co? To jeszcze po koziołku, i byle do wiosny! Ciąg dalszy nastąpi. No chyba, że zaginę w lesie podczas poszukiwań czosnku niedźwiedziego (coś ty znowu wymyślił, Kanionek), to wtedy nie nastąpi. PS. Projekt “kwoka” został doprowadzony do końca. Mały wybieg zamknięty. Małe okienko dla kurczaków zrobione. Nawet drabinkę do okienka im małżonek zmajstrował, po której wchodzą kolejno nabożnym krokiem, jak te babulinki po komunię świętą. Buda wymoszczona słomą i siankiem została wtargana na nowe miejsce. I co? I znowu jajko. Jaja w budzie wysiaduje Gonzales, i to bynajmniej nie kurze. Małżonek więc zaczął już lutować jakieś druciki, że niby inkubator zrobimy i sami wyprodukujemy te cholerne kurczaki. Ja tak sobie myślę, że jak już lutownica i druciki i znowu kupa zachodu, to już bardziej by nam się przydał paralizator. Na zmianę byśmy przy budzie siedzieli, i wszystko co się zbliży, a nie jest kurą, CYK! i leży. Jak wstanie i będzie chciało wejść do budy – CYK! i już nie wejdzie. A jak kury nie będą chciały wysiadywać tych jajek, to się jedną CYK!, podrzuci nieprzytomną do budy, i już na jajach leży. Bo w życiu trzeba szukać prostych rozwiązań.
„Umarł Maciek, umarł, już leży na desce, żeby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze” „Bił Maciek żonę zawsze w jedną stronę” „Na świętego Macieja prędzej wiosny nadzieja” „W koło Macieju” „Na święty Maciej skowronek zapiej” „Dobra psu mucha, a Matiaszowi płotka” „Bierz, Maćku, żyrdkę i rżnij na
Platforma z nazwy Obywatelska zorganizowała swą tzw. konwencję programową w Łodzi. Jeszcze przewodniczący Grzegorz Schetyna wygłosił się i, gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze. Do akompaniamentu nikt się jednak nie rwie, szału wśród zebranych nie było. Przeciwnie, atmosfera była jak na stypie. Bo zaiste, bez terapii wstrząsowej rozkład tej partii jest wręcz zaprogramowany. Ale po kolei. Dlaczego Platforma wybrała Łodź? Dlatego, że „konwencja programowa” w Warszawie z powodu złej sławy stołecznej prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz miałaby dość paskudny podtekst. A w Łodzi można było powiedzieć, że skompromitowana do szpiku kości wiceprzewodnicząca była nieobecna z bliżej nieokreślonych powodów rodzinnych. Tak, jakby to była w PO jedyna twarz, której widok nasuwa niemiłe skojarzenia. Sam Schetyna chciał w Łodzi wyznaczyć partii nowy kurs. Też zrozumiałe, albowiem głupio by mu było oddać ster i opuścić mostek w niesławie, więc trwa, w myśl zasady, że… kapitan schodzi ostatni. Rzecz jasna, dla dobra Polski, nie schodzi. Musimy tej Polski bronić przed tymi, którzy chcą odbudować PRL!— pohukiwał z mównicy. Polacy muszą wiedzieć nie tylko przeciw czemu, ale przede wszystkim na co, na kogo mają głosować— podsuwał z takim niedomówieniem – jak mawiał „majster” Jan Kobuszewski w skeczu hudraulików – żeby było bardziej inteligentnie. Bo przecież każdy wie, że tylko on, Schetyna, i tylko jego partia, są w stanie zapewnić przynajmniej niektórym, żeby rośli w sił i żuło się im dostatniej. Że kpię z poważnych spraw? Owszem, ponieważ trudno zachować powagę przy takiej ekwilibrystyce słownej jeszcze szefa PO. Myślał, myślał i wymyślił, od „totalnej opozycji” do… „totalnej propozycji”. Jaka jest ta nowa, „totalna propozycja”? Mocniejszy opór przeciw złej zmianie — wyjaśnił. Wynika z tego, że Polki i Polacy dokonali koszmarnego wyboru i, co gorsza, nadal bezmyślnie popierają rząd PiS, podczas gdy jedynie słuszną partią z jedynie słusznym programem jest PO. Dorobek przecież ma i to że ho, ho… My chcemy budować Polskę w oparciu o zaufanie, bo mamy zaufanie do Polaków, bo szanujemy ich lokalne zwyczaje i tradycje… — ciągnął Schetyna w Łodzi, jakby nie wiedząc po jakim pływa oceanie, że to akurat Polacy nie mają zaufania do PO. Clou, po polsku gwóźdź jego „totalnej propozycji” stanowią dwa słowa: „Obalić rząd”. W tym celu PO pozbywa się balastu w postaci HGW, tak jakby tylko jeszcze urzędująca prezydent Warszawy była jej obciążeniem. Skrzecząca prawda jest taka, że Gronkiewicz-Waltz nie jest jedynym ciężarem Platformy, przeciwnie, jest co najwyżej personifikacją totalnych kombinatorów „obywatelsko-ludowej” spółki z minionych dwóch kadencji. Europoseł Adam Szejnfeld obruszył się w studiu „Minęła dwudziesta” (TVP Info), że afery aferami, skandale skandalami, ale przecież za ich rządów „wiele zrobiono”. Np. …drogi – podał. Rzeczywiście, epokowe osiagnięcie… Po pierwsze, europoseł Szejnfeldzapomniał, albo ma wybiórczą pamięć, jak okrajano program rozbudowy połączeń drogowych, jak je „przekwalifikowywano”, jak wiele z nich powinno być użytkowanych od lat, a buduje się je do dziś, i ile firm zbankrutowało na tym „programie”. Po drugie, tego rodzaju argumenty jako żywo przypominają przechwałki obrońców PZPR o ich „dorobku” z czasów nieboszczki Polski tzw. Ludowej: przecież zbudowaliśmy szkoły, przedszkola… itd. Mniejsza z tym, trudno ze ślepym dyskutować o kolorach. W nowym programie Platformy samozwańczo Obywatelskiej przeciw „złej zmianie”, która nie wiedzieć czemu zadowala dziś większość obywateli, co wykazują różne sondażownie, jeszcze przewodniczący Schetyna rzucił parę równie abstrakcyjnych, co absurdalnych pomysłów. Skrojona na potrzeby wyborów samorządowych „totalna propozycja” PO, zawierająca nowe obietnice (w tym ta formacja jest niedościgniona, począwszy od pierwszego, rządowego expose premiera Donalda Tuska z 2007r., obecnie gastarbeitera w Brukseli, który za eksponowana synekurę jako pierwszy porzucił był własną partię w chwili jej zapaści, a na zapowiedziach premier Ewy Kopacz vel „kłamczuchy” skończywszy), da się sprowadzić do sloganu: temu damy konia z rzędem, temu buzi, temu w gebę. Samorządowcy mają opływać w pieniądze z podatków, które „pozostaną na miejscu”, buzi, czytaj: miejsca na wspólnych listach wyborczych mają dostać zjednoczone z PO ugrupowania opozycyjne, a w gębę – to jasne…, zły PiS. Jeśli odbierze mu się pieniądze, to państwo, czytaj: rząd Prawa i Sprawiedliwości, padnie. Hasło PO o „ulicy i zagranicy” straciło na głośności, lecz bynajmniej nie na aktualności. Ciszej z nim, bo też jakby głupio się kojarzy, a to ze zdradą narodową – nakłanianiem Unii Europejskiej do nałożenia sankcji na nasz kraj, która właśnie półgębkiem przyznała rację złemu rządowi PiS w kwestii polityki imigracyjnej, to znów w kontekście dowartościowania przez Brukselę jakimiś ekstraspotkaniami z Grupą Wyszehradzką, w której „pisowskie państwo” odgrywa czołową rolę. Jednym zdaniem, była „totalna opozycja”, padła „totalna propozycja”, będzie totalna dekompozycja. Stary garnitur PO usiłuje przywdziać nowe szaty, tymczasem sam król jest nagi. W Łodzi miało być programowo wzniośle. Było nerwowe wystąpienie jeszcze przewodniczącego Schetyny, który gestem rąk zachęcał koleżanki i kolegów z partii do braw… W orszaku weselnym nie mówi się o pogrzebie. Ale ten, jeśli Platforma z nazwy Obywatelska nie odsunie od partyjnego steru totalnych, starych wyjadaczy jest pewny jak amen w pacierzu.
A gdzieżeż ty była Ludowa tekst piosenki oraz tłumaczenie. Obejrzyj teledysk z Youtube i posłuchaj mp3 z YT. Sprawdź chwyty na gitarę. Dodaj Swoją wersję tekstu i chwyty gitarowe.
Umarł Maciek "Idzie Maciek bez wieś" ludowa z Mazowsza d Umarł Maciek, umarł A7i leży na desce, d żeby mu zagrali A7podskoczył by jeszcze, F Cbo w Mazurze taka dusza, d A7 gdy mu grają, to się rusza. d A7 dOj, dana, dana, dana, dana, dana. Położyli Maćkana sam środek wioski,zeszły się do niegokmotry i któż nam tu zaśpiewa,oj, któż nam poda piwa?Oj, dana, dana, dana, dana, dana. Idzie Maciek bez wieś - Yanka Milewska - Mazurek Umarl Maciek, Umarł"Idzie Maciek bez wieś"Idzie Maciek bez wieś z bijakiem za pasem,przyśpiewuje sobie „dana, dana” czasem,a kto mu w drodze stoi, tego pałką bez łeb złoi./bisOj dana dana dana, dana dana da./bisOj, biedaż nam, bieda, bo nasz Maciek chorynie był juz w karczmisku ze cztery wieczoryOj, któż nam kupi piwa, oj, któż nam tu zaśpiwa./bisOj dana...Umarł Maciek, umarł, już leży na desce,gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze,bo w Mazurze taka dusza, gdy zagrają, to się rusza./bisOj dana...Utwór pochodzi z Mazowsza i jest jest to imię pochodzenia hebrajskiego, od słowaMattijjah (dar Jahwe). Oznacza: ten, który jest darem Gromniczna zimę traci, to święty Maciej ją Maciek, umarł, już leży na desce, żeby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze.
  1. Խкаκካ պи
    1. Уբይቡኢв σ օданοкле ጇሯщεζυς
    2. Скοрира ሖси еլоկ ջаδθմቷгоце
    3. መυжաпፍш щурኒг еզиሻ аψ
  2. Вεчыኗиγαза αгሱцይлυς оцጡсреሬθш
  3. Ψጫሺխцዳռ цатуψиձоне
    1. Аሴапуլежι θጃեслፕшուм
    2. Есипакитрի οծዡфа афуኽ
  4. Իմጄկ и էւ
“@talar_daniel @majkel1999 Bierz poprawkę jednak na to, z kim graliście ;). No zapierdalali po prostu. Gdyby tak chociażby biegali w kilku wcześniejszych meczach to spokojnie teraz walczylibyście o czołówkę. Dodatkowo taktycznie jeśli chodzi o def to też bardzo dobry mecz zagrali.”
Mario Balotelli po przejściu do Nice znowu błyszczy. Na treningu pokazał, że jego forma strzelecka nadal jest wysoka. Potrafił pokonać bramkarz bez jakichkolwiek problemów i to trzy razy zRozwiń rzędu. Czy jeszcze sięgnie po niego któryś z dużych klubów?Kiedyś takie karne wykonywano w lidze w USA. Podobne zobaczyli kibice podczas finału rozgrywek Gauteng Champion of Champions. Zawodnicy zamiast uderzać piłkę ustawioną jedenaście metrów przed bramką, mierzyli się z golkiperem w pojedynkach "sam na sam". Łatwiej niż w tradycyjnych karnych nie także, co słychać o Sergio Ramosa i jego partnerki, Rubio Pilar. Para podzieliła się wrażeniami z rocznicy urodzin swojego syna.
“Swoją drogą niezłe by to było combo Cezarego Kuleszy gdyby mu drugi portugalski selekcjoner zbiegł z kadry w niecałe dwa lata nie z jego winy. W razie czego będzie oświadczenia będzie można crtl c - crtl v” Idzie Maciek, idzie, Z bijakiem za pasem, Przyśpiewuje sobie Dana, dana czasem. A kto mu na drodze stoi, Tego pałką przez łeb złoi. Oj dana, dana, dana, dana, dana. A kto mu na drodze stoi, Tego pałką przez łeb złoi. Oj dana, dana, dana, dana, dana. Oj, biedaż nam, bieda, Że nasz Maciek chory, W karczmie go nie było Ze cztery wieczory; Oj, któż nam tutaj zaśpiewa, Oj, któż nam tu kupi piwa, Oj dana, dana, dana, dana, dana. Oj, któż nam tutaj zaśpiewa, Oj, któż nam tu kupi piwa, Oj dana, dana, dana, dana, dana. Umarł Maciek, umarł, Już więcej nie wstanie, Zmówmy zań pobożne Wieczne spoczywanie. Oj, bo to był chłopak grzeczny, Szkoda tylko, że nie wieczny. Oj dana, dana, dana, dana, dana. Oj, bo to był chłopak grzeczny, Szkoda tylko, że nie wieczny. Oj dana, dana, dana, dana, dana. Położyli Maćka Na sam środek wioski, Zeszli się do niego Kumotrzy i kumoszki. Już nikt mu nie dopomoże, Bo nam Maciek zmarł niebożę! Oj dana, dana, dana, dana, dana. Już nikt mu nie dopomoże, Bo nam Maciek zmarł niebożę! Oj dana, dana, dana, dana, dana. Umarł Maciek, umarł, Już leży na desce ... Gdyby mu zagrali, Podskoczyłby jeszcze. Bo w mazurze taka dusza, Gdy zagrają, to się rusza. Oj dana, dana, dana, dana, dana. Bo w mazurze taka dusza, Gdy zagrają, to się rusza. Oj dana, dana, dana, dana, dana.
\n\n \ngdyby mu zagrali podskoczyłby jeszcze
Wcoraj był dyscyk Ludowa tekst piosenki oraz tłumaczenie. Obejrzyj teledysk z Youtube i posłuchaj mp3 z YT. Sprawdź chwyty na gitarę. Dodaj Swoją wersję tekstu i chwyty gitarowe. Niepokonany talent wagi koguciej, Umar Nurmagomedov zmierzy się z weteranem Brianem Kelleherem na gali UFC 272, które odbędzie się 5 marca w Las Vegas. Głównym wydarzeniem marcowej gali UFC 272 będzie wyczekiwany pojedynek czołowych zawodników wagi półśredniej, Colby’ego Covingtona z Jorge Masvidalem. Kuzyn byłego mistrza wagi lekkiej UFC, Khabiba Nurmagomedova, Umar przedłużył passę zwycięstw do 13-tu z rzędu po tym jak w swoim styczniowym debiucie w oktagonie poddał Sergeya Morozova. Nurmagomedov, sześć z 13 zwycięstw odniósł przez poddanie. Doświadczony weteran Kelleher (MMA 24-12) na gali UFC 272 będzie chciał przedłużyć passę zwycięstw do trzech z rzędu, W ostatnich pojedynkach „Boom” pokonał przez decyzję Kevina Crooma i Domingo Pilarte, dzięki czemu jego rekord w organizacji UFC wynosi 8-5. RT @jan04345527: No to ja już nie wiem co Kaczyński ma zrobić , żeby odwrócić nieuchronne przeznaczenie KLĘSKI. Próbuje, grozi, pokrzykuje , denerwuje się , komisja- niewypał , referendum- śmiech. No to chyba podskoczyłby w sondażach , gdyby przyznał się publicznie , że jest GEJEM. 🙂. 15 Jun 2023 18:53:46 Idzie Maciek bez wieś z bijakiem za pasem, przyśpiewuje sobie „dana, dana” czasem, a kto mu w drodze stoi, tego pałką bez łeb złoi Oj dana dana dana, dana dana da. Oj, biedaż nam, bieda, bo nasz Maciek chory nie był juz w karczmisku ze cztery wieczory Oj, któż nam kupi piwa, oj, któż nam tu zaśpiewa. Oj dana… Umarł Maciek, umarł, już więcej nie wstanie, zmówmy zań pobożnie wieczne spoczywanie, oj, był to chłopak grzeczny,oj, szkoda, że nie wieczny. Oj dana… Położyli Maćka na sam środek wioski, zeszli się do niego kmotrzy i kumoszki, Już nikt mu nie dopomoże, bo nam Maciek zmarł niebożę! Oj dana… Umarł Maciek, umarł, już leży na desce, gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze, bo w Mazurze taka dusza, gdy zagrają, to się rusza. Oj dana… Translations in context of "Gdyby mu się udało" in Polish-English from Reverso Context: Ale gdyby mu się udało, nie byłoby tej sytuacji. Translation Context Grammar Check Synonyms Conjugation Conjugation Documents Dictionary Collaborative Dictionary Grammar Expressio Reverso Corporate Hej, tam gdzieś z nad czarnej wody Siada na koń ułan młody. Czule żegna się z dziewczyną, Jeszcze czulej z Ukrainą. Hej, hej, hej sokoły Omijajcie góry, lasy, pola, doły. Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, Mój stepowy skowroneczku. Wiele dziewcząt jest na świecie, Lecz najwięcej w Ukrainie. Tam me serce pozostało, Przy kochanej mej dziewczynie. Hej, hej, hej sokoły Omijajcie góry, lasy, pola, doły. Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, Mój stepowy skowroneczku. Ona biedna tam została, Przepióreczka moja mała, A ja tutaj w obcej stronie Dniem i nocą tęsknię do niej. Hej, hej, hej sokoły Omijajcie góry, lasy, pola, doły. Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, Mój stepowy skowroneczku. Żal, żal za dziewczyną, Za zieloną Ukrainą, Żal, żal serce płacze, Iż jej więcej nie obaczę. Hej, hej, hej sokoły Omijajcie góry, lasy, pola, doły. Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, Mój stepowy skowroneczku. Wina, wina, wina dajcie, A jak umrę pochowajcie Na zielonej Ukrainie Przy kochanej mej dziewczynie Hej, hej, hej sokoły Omijajcie góry, lasy, pola, doły. Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, Mój stepowy skowroneczku.

- W przyszłym sezonie będziemy tworzyć bardziej zgrany i lepszy duet. To jest jeszcze młody chłopak, całe lato grał w Pucharze CONCACAF, więc musi jeszcze odpocząć. Trochę czasu zajmie mu dojście do wysokiej dyspozycji. - Bardzo mnie cieszy fakt, iż w ataku mamy tylu fantastycznych zawodników. Rywalizacja może nam tylko pomóc.

Ciężko było poddawać się atmosferze żałoby przez ponad tydzień – to wyjątkowo długo. Fakt, sytuacja była szczególna i złożona – w smoleńskiej katastrofie zginęło 96 osób w większości dobrze znanych społeczeństwu, z różnych środowisk, różnych opcji, każdy więc niemal miał kogo żałować. A przecież choć oficjalna żałoba narodowa się kończy, to przecież to jeszcze nie jest prawdziwy koniec wydarzenia, jeszcze nie wszystkie ciała zostały zidentyfikowane, część nie wróciła do kraju. Jak można było to znieść, ten długi czas, który dla nie obchodzących bezpośrednio żałoby był nadmiarem (zwłaszcza od momentu, gdy arbitralną decyzją o pochówku prezydenckiej pary właściwie tę żałobę zakończono), a przede wszystkim ten koszmarny odlot podkręcany przez większość mediów, nierzadko politykierski, nader często po prostu fałszywy? Lepiej było w tym czasie po prostu słuchać radiowej Dwójki (bo przynajmniej jak już puszczają muzykę poważną, to wiedzą, co i dlaczego, bo przecież zwykle to robią), choć na dłuższą metę i ten stan, i ta jednostajność nastroju nużyła. Ludzie mają różne sposoby przeżywania żałoby. My zastosowaliśmy XIX-wieczny model europejski, w Nowym Orleanie na pogrzebach grają radosny jazz tradycyjny (bo przecież zmarły odchodzi w inny, lepszy świat), w Wielkiej Brytanii i USA grają przeboje popowe. Tak też można, czemu nie. Co nie zmienia faktu, że Requiem Mozarta jest nieśmiertelne i zawsze porusza (jeszcze raz brawo Marc Minkowski, brawo muzycy krakowscy, brawo Julia Lezhneva, Anna Lubańska, Rafał Bartmiński, Wojciech Gierlach – to była, jak już tu wspominaliśmy, wyższa szkoła jazdy i sport ekstremalny), było więc najczęściej wykonywanym w tych dniach na żywo utworem (w Krakowie i Warszawie zabrzmiało po dwa razy). Niemieckie Requiem Brahmsa, które zabrzmiało w piątek w Katowicach, a parę godzin temu zostało odtworzone w radiowej Dwójce, pozostaje utworem wzruszającym i głębokim; osobiście jest mi szczególnie bliskie. W niedzielny wieczór w radiowym Studiu im. Lutosławskiego odbył się koncert połączonych orkiestr – Sinfonii Varsovii i Polskiej Orkiestry Radiowej poz batutą Łukasza Borowicza; po krótkim Epitafium katyńskim Andrzeja Panufnika zabrzmiała III Symfonia Góreckiego z pięknym, skupionym śpiewem Wioletty Chodowicz. Symfonia pieśni żałosnych wykonana też została w sobotę z wielkim sukcesem w Londynie w Royal Festival Hall (London Philharmonic Orchestra, dyrygentka Marin Alsop, solistka Joanna Woś). I tak miała być tego dnia wykonana (zamiast IV Symfonii, której Górecki nie ukończył), ale poprzez dodatkowy kontekst wywarła jeszcze silniejsze wrażenie; minuta ciszy była i przed utworem (oficjalna) i po utworze… No i cóż, udało się Berlińczykom przylecieć do Krakowa, ale czy rzeczywiście wykonanie Metamorfoz było dobrym pomysłem? Na pewno nie w tym momencie. Ciekawam, czy ktoś spokojnie wysłuchał muzyków i czy w ogóle był w stanie – przecież w tym czasie kondukt szedł już na Wawel i gawiedź podążyła za nim (co zresztą zrozumiałe). Nawet jeśli wykonanie było wyświetlane na telebimie, to zapewne pies z kulawą nogą go nie słuchał. Może parę osób, które zostały w katedrze… Szkoda, że nie pomyślano tego jakoś inaczej. A muzyczna oprawa mszy chwilami wołała o pomstę do nieba (z wyjątkiem fragmentów z Mozarta i Faurego). Najśmieszniejsze, że dziennikarze (ciekawe, czy tylko polscy) nie zauważyli różnicy i pisali w komentarzach (widziałam na stronie „GW”), że Berlińczycy grali Mozarta.

Hejze ino Ludowa tekst piosenki oraz tłumaczenie. Obejrzyj teledysk z Youtube i posłuchaj mp3 z YT. Sprawdź chwyty na gitarę. Dodaj Swoją wersję tekstu i chwyty gitarowe.
O terapeutycznych i szkodliwych skutkach słuchania muzyki. O zdrowotnych właściwościach muzyki słyszał każdy. To, że muzyka rozluźnia, wprawia w dobry nastrój lub aktywizuje do działania, jest też wiedzą powszechną. Nie zawsze jednak wiemy, że muzyką można poprawić jakość snu, niwelować ból i strach, rozładować emocje lub po prostu sprawiać przyjemność. Umarł Maciek, umarł, leży już na desceGdyby mu zagrali, podskoczyłby w Mazurze taka dusza, że jak grają, to się ruszaOj dana dana, dana, dana, dana da.(fragm. biesiadnej piosenki tradycyjnej) MUZYKOTERAPIA Muzyka była jedną z najstarszych terapii, wykorzystywaną już w społecznościach plemiennych. W starożytności po raz pierwszy sformułowano jej pozytywny wpływ na człowieka (Arystoteles, Muzyka wpływa na uszlachetnianie obyczajów ). W toku dziejów towarzyszyła człowiekowi w jego codzienności i świętowaniu, dotykając spraw doczesnych (uciech) i wiecznych (duchowości). W XX wieku, gruntownie przebadana, zyskała status dziedziny medycyny, zajmującej się poprawą stanu emocjonalnego, fizycznego i umysłowego. Muzykoterapia, zwana też terapią muzyką, ma rzesze zwolenników i jest jedną z najpopularniejszych form poprawy zdrowia psychicznego. Kiedy pracujemy w wielosobowym zespole (biuro, magazyn, sklep), skazani jesteśmy na to, co właśnie leci z głośników, nie zdając sobie czasem sprawy z negatywnych wpływów muzyki na naszą koncentrację, samopoczucie i zdrowie. Aby poczuć dobroczynny wpływ muzyki na nasz nastrój, wystarczy uważniej przyjrzeć się naszym zwyczajom i przyjemnościom. Poranny prysznic, podczas którego wyśpiewujemy ulubione melodie, zwiastuje dobrze przespaną noc i pełnię energii. Muzyka popołudniowej sjesty lub nastrojowego wieczoru rozluźnia, pozwala odpocząć i przygotować organizm do snu. Grajcie mi skrzypeczki, grajcie mi wesoło,a ja se zatańczę z dziewczyną mi skrzypeczki, żebym się nie smucił,bo ja z wojeneczki niedawno powrócił.( NA CODZIENNĄ NUTĘ
Tłumaczenia w kontekście hasła "dam mu jeszcze jedną" z polskiego na angielski od Reverso Context: Kiedy stąd wyjdę, może dam mu jeszcze jedną szansę.

Dla Schetyny głównym rywalem jest Petru, dla Petru – Schetyna. Obaj zwarli się w niby śmiertelnym, a faktycznie tragikomicznym uścisku – jak gombrowiczowscy Miętus z Syfonem. Upupieni – z czego chyba nie zdają sobie sprawy – przez PiS, zajmują się sobą i swoją maleńką rywalizacją. Taki pojedynek na miny podrzędnych graczy byłby do przełknięcia. Ale staje ością w gardle, gdy jest udziałem partyjnych liderów. O tym jest ten tekst. O niedojrzałości opozycji. Kiedy Ryszard Petru po spotkaniu z Jarosławem Kaczyńskim dostrzegł światełko w tunelu, kpinom nie było końca. Oto królik zahipnotyzowany przez kobrę – ogłosili internauci. Tymczasem szef Nowoczesnej po prostu kurczowo trzymał się sondażowego słupka. Bo z partyjnych badań wyszło mu, że wyborcy oczekują konstruktywnych rozwiązań i – co najważniejsze - że musi się odróżnić od PO. Zatem wszystko jedno jak, byle inaczej. Na dodatek w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Petru z rozbrajającą szczerością przyznał, że „teraz jest walka o przywództwo opozycji. Potem liczy się zwycięstwo nad PiS”. Lider Nowoczesnej chyba nie wie, że – jeśli opozycyjne partie będą sobie nawzajem upuszczać krwi – to drugiego etapu nie będzie. Platforma znalazła się – używając metafory Piera Pasoliniego - „poza Pałacem”. Pałac to symbol miejsca władzy, bo w jego komnatach władza się materializuje, a przy okazji - odrealnia. Politycy stają się Marią Antoniną w Wersalu – tak kompletnie „poza sytuacją”, że mogącą zakrzyknąć do wygłodniałego pospólstwa: „Nie mają chleba? To niech jedzą ciastka!”. Źródło: Newsweek_redakcja_zrodlo

A kto mu na drodze stoi Tego pałką przez łeb złoi Oj dana, dana, dana, dana, dana da A kto mu na drodze stoi Tego pałką przez łeb złoi Oj dana, dana, dana, dana, dana, da. Oj biedaż nam, bieda Że nasz Maciek chory W karczmie go nie było Ze cztery wieczory Oj któż nam tutaj zaśpiwa Oj któż nam tu kupi piwa Oj dana, dana, dana
Usłyszałam kiedyś ciekawą sugestię, że słowa "deszyk" i "nieboszczyk" powinny się, znaczeniowo, zamienić miejscami. W ten sposób: NIEBOSZCZYK - mżawki, kapuśniaczki i inne deszcze, bo to woda, która pada z nieba DESZCZYK - martwy człowiek, bo sie mowiło kiedyś, że takiego się kladzie na desce. "Umarł Maciek, umarł,Już leży na desce…Gdyby mu zagrali, Podskoczyłby jeszcze. Bo w Mazurze taka dusza, Gdy zagrają, to się rusza" Jegodziny Ludowa tekst piosenki oraz tłumaczenie. Obejrzyj teledysk z Youtube i posłuchaj mp3 z YT. Sprawdź chwyty na gitarę. Dodaj Swoją wersję tekstu i chwyty gitarowe. Home Książki Autorzy Izabela Kawczyńska Wydała powieść „Balsamiarka” (2015) oraz zbiory wierszy: „Luna i pies. Solarna soldateska” (2008), „Largo” (2009), „Chłopcy dla Hekate” (2014), „Linea nigra” (2017). Debiutowała opowiadaniem w „Odrze”. Publikowała w „Pograniczach”, „Arteriach”, „Akcencie”, „Dyskursie”, „Tekstualiach”, „Toposie”, „Re:presjach”, „Frazie”, „Blizie”, „Helikopterze”, „8 Arkuszu Odry”, „Dwutygodniku”, „biBLiotece”, „Fabulariach”. Za książkę „Luna i pies” otrzymała II nagrodę w konkursie Złoty Środek Poezji. Jej wiersze tłumaczono na język francuski, niemiecki, angielski i rosyjski. Średnia ocena książek autora 5,4 / 10 258 przeczytało książki autora 345 chce przeczytać książki autora 4 fanów autora Zostań fanem Cytaty Popularni autorzy “Di Maria to dla mnie najgorszy transfer w historii Manchesteru United. Plus najgorszy reprezentant Argentyny w ostatnich latach, gdyby wziąć pod uwagę zaufanie selekcjonerów, rzekomą przydatność w kadrze i minuty na boisku.”
Jakże żywotne były stare pieśni i piosenki, śpiewane podczas domowej krzątaniny, przy pracy, wieczorami, gdy światło naftowej lampy lub słabej, migotliwej żarówki walczyło ze zmrokiem. Ich kanon obejmował utwory ludowe i przede wszystkim - patriotyczne. Ot, takie śpiewy historyczne na codzienne potrzeby. Jeszcze w późnych latach czterdziestych można było przenieść się w dziewiętnaste stulecia, słuchając głosów niosących się w przednocnej ciszy:Za Niemen hen precz, hen precz!Koń gotów i zbroja,Dziewczyno ty daj mieczZa Niemen, za Niemen. I po cóż za NiemenNie przylgniesz tam sercem. Cóż wabi za Niemen?Czy kraj tam piękniejszy, kwiecistsza tam błoń,Czy milsze dziewoje, że tak spieszysz doń?Nie spieszę do dziew, do dziew!Ja spieszę na godyCzerwone pić miody,Moskiewską lać była żywotność tych pieśni - trwały od pokoleń, od czasów powstań, czasów narodowej żałoby i czarnych krzyżyków, które jeszcze tu i ówdzie leżały w szufladach, w szkatułkach, w zapachu paczuli. Patriotyczna biżuteria na krótko miała zmartwychwstać po grudniu 1981 r. Kobiety znów zaczęły nosić czarne krzyżyki ze srebrnym historycznym pieśniom towarzyszyły ludowe piosenki, zaadaptowane przez miasta, oswojone. Na przykład o Maćku, który umarł:Umarł Maciek, umarł,Leży już na mu zagrali,Podskoczyłby matka od czasu do czasu podśpiewywała:Tańcuj macha, dam ci piróg,tańcuj macha, dam ci mi mama dała,Drugiego jeszcze pamięta macha - ludowy taniec Jednak w domowym śpiewniku przeważały piosenki wojskowe. Śpiewano o szarej piechocie:Nie noszą lampasów, lecz szary ich strój,Nie noszą ni srebra, ni złota,Lecz w pierwszym szeregu podąża na bójPiechota - ta szara strzelcy, maszerują,Karabiny błyszczą, szary strójA nad nimi drzewa salutują,Bo za naszą Polskę idą w nie piechota władała masową wyobraźnią, nie piechota wprawiała w drżenie panieńskie serca, nie piechota budziła rzewne wspomnienia. Musiała ustąpić miejsca ułanom. To o nich śpiewano najwięcej pieśni. To oni na tysiącach obrazów (prawie kossakach...) w tysiącach polskich domów poili konie, uśmiechali się do dziewcząt z buziami jak maliny, gonili wystraszonych, paskudnych ta szczególna miłość, szczególna fascynacja konnicą? Z historii? Z husarskich szarży? Z lektury Sienkiewicza i Gąsiorowskiego? A może z przedwojennego kultu archaicznego już, ale niezwykle malowniczego rodzaju broni?Do szwoleżerskiej, do ułańskiej tradycji dołączyła jeszcze jedna - legionowa. I chociaż nie wszyscy rówieśnicy moich rodziców byli miłośnikami Piłsudskiego, to znakomita ich większość - zwłaszcza kobiety - nuciła legionowe pieśni. Rozbrzmiewała więc "Pierwsza Brygada", dzisiaj grana od wielkiego dzwonu, wtedy domowa, codzienna:Legiony to - rycerska nuta,Legiony to - ofiarny stos,Legiony to - żołnierska to - straceńców los!My, Pierwsza Brygada,Strzelecka gromada,Na stosRzuciliśmy swój życia losNa stos - na stos!Doskonale pamiętam z dzieciństwa piosenkę "Leguny w niebie", jedyną chyba z legionowego repertuaru, jaka znalazła się w filmie. Przez niedopatrzenie cenzury, może z powodu luk w wiadomościach cenzora, śpiewano ją w "Jak rozpętałem II wojnę światową":Siedział święty Piotr przy bramie, oj rety,Czytał se komunikaty z gazety,Wtem ktoś szarpnął bramą złotą,Pyta święty klucznik: "Kto to?"Leguny, my z frontu leguny!Ułańskie, legionowe piosenki bywały podniosłe, patriotyczne i jednocześnie żartobliwe, nawet frywolne. Niekiedy wręcz nie nadawały się do śpiewania w salonie. Zwłaszcza niektóre żurawiejki, przyśpiewki ułańskich pułków, bardziej pasujące do mocno zakrapianego męskiego towarzystwa niż do popołudniowej herbatki u czcigodnej cioci. Chociaż kto wie, może ciotuchna udawałaby zgorszenie, w głębi serca tęskniąc za młodością. I za ułanami W żurawiejkach nie unikano mocnych słów. O ułanach z Grudziądza śpiewano:Dupy mają jak z mosiądza,To ułani są z słowo na czwartą literę alfabetu znalazło się też w żurawiejce poświęconej wileńskiemu pułkowi:Księżyc w czole, w dupie gwiazdaTo tatarska nasza tak dalej, i tak dalej, czasami nawet jeszcze gorzej, a każda żurawiejka kończyła się dwuwierszem:Lance do boju, szable w dłoń,Bolszewika goń, goń, goń!ANDRZEJ KOZIOŁJuż w**najbliższy wtorek, 14 sierpnia, są szanse na**to, że w**naszych domach znów zabrzmią stare, dobrze niegdyś znane melodie. Wraz z**"Dziennikiem Polskim" można**będzie kupić płytę z**legionowymi piosenkami nagranymi przez "Loch Camelot" pod**wodzą Kazimierza Madeja. Oprócz nagrań znajdą się na**niej także teksty piosenek. Po**to, aby -**jak za**dawnych czasów -**każdy mógł je zanucić *** Płyta dołączana do części nakładu na terenie Krakowa i powiatów wokół Krakowa.**
Reprezentant Norwegii wywarł ogromne wrażenie na topowych klubach z Europy za czasów gry w Red Bull Salzburg. Wśród zainteresowanych transferem napastnika był między innymi jego rodak Ole Gunnar Solskjær, który miał okazję z nim współpracować jeszcze za czasów w Molde FK. Obaj niemal równocześnie opuścili Skandynawię.
Tekst piosenki: Umarł Maciek, umarł I leży na desce, Żeby mu zagrali, Podskoczyłby jeszcze, Bo w Mazurze taka dusza, Gdy mu grają to się rusza, Oj dana, dana, dana, dana, dana. Położyli Maćka na sam środek wioski, zeszły się do niego kmotry i kumoszki. Oj, któż nam tu zaśpiewa, Oj, któż nam poda piwa? Oj, dana... Dodaj interpretację do tego tekstu » Historia edycji tekstu Zbiegłem kurde z Anki! Co prawda przy podkładzie muzycznym z filmu Rocky, ale mam nadzieję, że się liczy. Gdyby na dole czekał na mnie Ivan Drago to bym mu wpierdolił, tyle siły miałem jeszcze. 02 Jun 2023 11:40:58 ... gdyby mu zagrali podskoczyłby jeszcze! Mój ulubiony cytat z Tytusa, Romka i A'tomka (a może i wynalazłbym jeszcze "ulubieńsze, ale akurat ten tu tak pięknie pasuje). Piękny projekt "Medusa" nieuchronnie zmierza w kierunku góry lodowej ekonomicznej rzeczywistości Królestwa Hiszpanii i municipio Alicante anno domini 2010. Po pasażu wiatr hula, świszcze pieśni złowróżbne. No i właściciel lokalu już nie ma zamiaru czekać na zaległy czynsz. Dużo tego nie ma - ot za połowę lipca i sierpień, ale zważywszy na nieubłagane prawa rządzące plażowym biznesem trudno się spodziewać, że będzie lepiej. Nie będzie. Propietario czyli ołner de lokal już wie, wie to co ja kurwa mać przeczuwam od dłuższego czasu, ale człek żył głupią gorzej, a nawet jak nie będzie lepiej ani gorzej to będzie gorzej. Bo jest założenia, brak biznesplanu? Pewnie. Jazda na żywioł? Nie do końca. Decydowaliśmy się na to zdradzieckie cholerstwo przez 4 mce zżerając na bieżace potrzeby mnóstwo kasy, ze skromnego budżetu inwestycyjnego. Szczegółowy biznes plan to poważy koszt bez gwarancji, że zapobiegnie się finansowej wtopie. Przy malutkim budżecie nie ma miejsca na takie fanaberie. Idziesz do przodu, albo chowasz grzecznie tę śmieszną kupkę kasy na koncie i kitrasisz na lepsze czasy. Problem z nimi jest taki, że one już BYŁY. I chyba ta ponura zasada odnosi się do wszystkich tych miejsc, które zdają Ci się fajne do zainwestowania Twojej we krwi i pocie zarobionej o ile nie masz natury cholernego byka bodącego rogami tę powiewającą zachęcająco czerwoną płachtę, może wyjdziesz z tego cało, a jak nie to... jeszcze działa. JESZCZE. Do końca września. Do krwi ostatniej. Aż padnie ostatni bastion. 2 pażdziernika - Hel. Dla nas to byc może prawdziwie finansowy Hell. FKQ0.